piątek, 4 sierpnia 2023

If you believe a lie, it becomes the truth



~||Mona Lisa Mason ||~ 
|| 2000r || Pokój numer 102 || W szpitalu od 2015 roku  || Agresja & Zaburzenie Psychiczne |

Myślisz, że nie wiem po co tu jesteś? Chcesz wiedzieć dlaczego tu trafiłam... co takiego zrobiłam. Słyszysz to? Te ściany...one szepczą. Codziennie o pełnej godzinie słyszę ich głos. Zazwyczaj mówią mi, kto nowy doszedł do naszego małego grona, co ciekawego spotkało tych, co to miejsce opuścili. Przed snem, zawsze opowiadają mi historyjki, jednak na ich końcu nie widnieje napis 'Happy Ending'. A wiesz co? Wiedziałam, że przyjdziesz, wiem czego chcesz! Chcesz mnie zamknąć po raz kolejny, w pokoju gdzie nawet światło słoneczne nie ma dla siebie miejsca! JA ci na to NIE pozwolę! Rozumiesz?! Własnymi rękoma sprawię, że będziesz cierpiał...a po czasie, będziesz siedział obok mnie, ubrany w takie same wdzianko jak ja! Chyba jednak nie wiesz o czym mówię...skoro jeszcze tu do cholery stoisz! WYNOŚ SIĘ!! - 
Drzwi od sali się zamknęły, pielęgniarka spojrzała na mężczyznę stojącego obok niej. Cała ta sytuacja nie wydarzyła się po raz pierwszy. Mona zawsze mówiła to samo, za każdym razem gdy ktoś wchodził do jej pomieszczenia. Czasem nie dawało się z nią nawet w spokoju porozmawiać, biedaczka... bywają chwile, kiedy jest miła, pomocna....ale nagle, bez żadnego powodu rzuca się innym na szyję. 
Kobieta położyła dłoń na ramieniu pana Mason. -Jest lepiej, niż było w zeszłym tygodniu. Dzisiaj nie zaatakowała pana...to już są jakieś postępy. - Wytłumaczyła spokojnie, oraz spojrzała na nastolatkę. Siedziała teraz niczym bezbronna i niewinna dziewczynka oraz pośpiewywała kołysankę.


Mona jest wyjątkową dziewczyną. Gdy była małą dziewczynką, trafiła do szpitala psychiatrycznego w Burnley. Młoda Mason słyszała dziwne odgłosy, oraz widywała dziwne rzeczy, bała się też ludzi. Zamykała się w swoim pokoju, oraz z niego nie wychodziła, więc rodzice stwierdzili, że powinni poddać ją leczeniu. Wtedy jeszcze, nie było z nią tak źle, dlatego po okresie dwóch miesięcy została wypuszczona.  Co prawda, od małego dziecka była ona bardzo inteligentna, więc rodzicie wierzyli w to, iż jej stan się szybko poprawi. Po jakimś czasie, jej tata rozwiódł się z matką oraz zostawił ich samych. Nie widywała się z nim, był to dla niej wielki ból...oczywiście, co jakiś czas przysyłał jej prezenty, które i tak po prostu wrzucała do szafy i nigdy więcej ich nie otwierała. Pobyt w szpitalu oraz leczenie pomogło, na jakiś czas, ale w wieku 14 lat, znów zaczęła miewać dane objawy. Do tego jeszcze, doszła agresja.   Mona potrafi rzucać się na ludzi którzy szepczą coś na ulicy, na mamę kiedy mówi jej 'Nie'... Zaczęła nawet bawić się swoimi przyjaciółmi, wysyłać im groźby.Teraz, kiedy jest znów w szpitalu jej ojciec wrócił, poświęca jej teraz o wiele więcej uwagi, ale problem w tym...że ona nie chce go widzieć, ona nie chce widzieć nikogo.



Mona czasem wymyka się ze szpitala, gdyż ma swoje sposoby. Gdy była tu mała, to miejsce wyglądało identycznie,poznała wtedy miłą pacjentkę, która pokazała jej miejsca do których zawsze można się udać aby nikt Cię nie znalazł, tajne przejścia, jest tego tutaj pełno. Ta dziewczyna, nawet pod materacem ma strój pielęgniarki oraz podrobioną przepustkę dzięki której jest w stanie otwierać wszystkie drzwi w tym budynku. Może i jest chora psychicznie, ale nie jest ona głupia. 
Jej ulubionym miejscem, jest opuszczony od ponad dwudziestu lat, oddział dziecięcy, gdzie zawsze idzie, aby pobawić się starymi zabawkami które tam pozostały. Wiele osób twierdzi, iż to miejsce jest przerażające, a na swoim ciele, możesz czuć spojrzenie wszystkich tych porcelanowych lalek które tam się znajdują. Szpital miał to miejsce remontować już dawno temu, ale zabierają się za to od tylu lat... a wciąż nic z tym zrobić nie mogą.Wszyscy wiedzą, że to już tak pozostanie. Ludzie są zbyt leniwi.  Mona zawsze po zmroku udaje się tam oraz bawi tymi laleczkami, zawsze miała do nich słabość, więc co jakiś czas przemyca je do swojego pokoju. Czasem zdarza się, że jakaś pielęgniarka ją tam znajdzie, ale Mason mówi wtedy, że przyszła tam we śnie oraz nie wie, jak się tam znalazła, kobieta wtedy mięknie oraz zabiera ją z powrotem do sali. 
Posiada także wiele skrytek w szpitalu, o których praktycznie wie tylko ona. Czeka, aż do szpitala trafi ktoś, komu będzie mogła zaufać oraz podzielić się jej sekretami...



Po sześciu latach pobytu w tym miejscu, Mona została zmuszona na wyjechanie do innego szpitala na jakiś czas. Jaki był powód? Stało się coś strasznego, jeden z pacjentów wymknął się z pod kontroli. Wymordował on kilku pacjentów oraz dosyć dużą liczbę personelu. Powinna się bać, prawda? Cieszyć się, że ją zabrali z takiego miejsca! Jednakże, ten kto to zrobił, był dla niej ważną osobą. Babylon był złym wcieleniem Michaela... kochała ich obu. Ta cała sytuacja była spowodowana tym, że jej ukochany chciał ją zabrać na randkę. Ich piękna noc została zniszczona, zabrali go. Nie zdążyła nawet się pożegnać. Jedyne co pamięta, to to, że obudziła się następnego dnia w innym miejscu. Nie znała tam nikogo a do tego jej serce zostało rozszarpane na milion małych kawałeczków. Teraz, znów wróciła do Siebie... siedzi w tym samym pokoju, jednak wszystko wydaje się być inne. Babylon przejął kontrolę nad Michaelem, straciła ich obu. Nie wie, czy nawet jeszcze żyją. Czy ich kiedyś zobaczy? 

[Witam wszystkich serdecznie! Oto jedna z pierwszych postaci na tym blogu. Klikamy w którykolwiek tekst piosenki, przekieruje nas do filmiku ~ Mam nadzieję, że moja kochana Mona przypadnie wam do gustu! Śmiało, zapraszam do wątków oraz wspólnej zabawy! Mona gryzie jedynie, kiedy ktoś ją zdenerwuje.  Historia Mony o Babylonie jest oparta na prawdziwym wątku, który prowadziła z Babylonem w 2019 roku.]

8 komentarzy

  1. Dziękuje bardzo za ciepłe powitanie!
    Jak najbardziej jestem chętna na wątek z Moną. Może jakaś sesja? Mona pewnie dobrze się zna z Rosalie bo obydwie są w Burnley długo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Praca w BMH potrafiła być trudna, ale nigdy nie była nudna. Każda sesja z pacjentem, różniła się od poprzedniej. Rosalie uwielbiała tutaj pracować, uwielbiała rozmawiać z pacjentami, pomagać im, próbować zrozumieć co się stało, że mają problemy. Jedną z jej pierwszych pacjentek, była Mona. Od wielu lat Rose prowadziła z nią terapię, dzisiaj była pora na kolejną sesję.
    Brunetka sięgnała po folder na którym dużymi literami było napisane "MONA MASON" oraz wybrała się w kierunku pokoju 102. Była ciekawa, jak dzisiaj czuje się jedna z jej ulubionych pacjentek. Gdy w końcu dotarła do swojego celu, zapukała delikatnie dwa razy w drzwi od pokoju Mony. Nie musiała wcale tego robić, ale chciała aby jej pacjenci czuli, że mają chociaż troszkę prywatności i kontrolii nad ich życiem. Rozumiała, że mieszkanie tutaj w szpitalu nie było łatwe, że niektóre osoby czują się jak w więzieniu, więc była to mała rzecz, którą mogła zrobić aby czuli się odrobinkę lepiej.

    [Mam nadzieję, że może być <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Rosalie lubiła widzieć uśmiech na twarzy jej pacjentów, zwłaszcza na twarzy Mony. Jak widziała że ktoś się uśmiecha, to oznaczało to dla niej, że robi dobrą robotę jako psychiatra. Zaśmiała się, jak usłyszała, że Mona nazwała ją po imieniu. Nie miała nic przeciwko, zwłaszcza, że znają się już sporo lat. Odebrała to jako znak, że jej pacjentka ufa jej a u Mony było to ważne. Wiele lekarzy, pielęgniarek i ogółem członków personelu miewało z nią kłopoty, mogła ona często być spontaniczna co do jej zachowania.
    - Dzień dobry Mona - Odpowiedziała jej także z uśmiechem na twarzy - Masz rację, znamy się już długo. Możesz mówić mi po imieniu bez problemu. - <\b>
    Rozejrzała się po pomiesczeniu. Było jej smutno, że pacjenci musieli siedzieć w takich pokojach, sami, bez nikogo, mało rozrywki. Rozumiała, że jest to dla ich bezpieczeństwa i że mają od tego wspólne pomieszczenia w budynku, czy też miejsca na zewnątrz, ale chciałaby, aby jej pacjenci czuli się bardziej normalni. Za oknem, pogoda jak zwykle była okropna, co pokrzyżowało jej plany, aby zabrać Monę na sesję w ogrodzie. Spojrzała ponownie na swoją pacjentkę.
    - Mam nadzieję, że dzień mija Ci dzisiaj dobrze. - Posłała jej kolejny ciepły uśmiech - Masz dzień jakoś zaplanowany konkretnie?
    Rosalie zawsze wolała na początku porozmawiać ze swoimi pacjentami, tak jak ze znajomymi, przed rozpoczęciem terapii. Pomagało jej to zbliżyć się do nich, dzięki czemu łatwiej się razem pracowało. Mona była jedną z jej najbliższych pacjentek, zwłaszcza, że nie mogła leczyć swoją siostrę, było to widziane jako nie etyczne. Może właśnie dlatego lubiła zajmować się Moną, Delilah miała dużo podobieństwa z nią.
    Rose usiadła na krześle, które było w rogu pokoju, otworzyła folder który trzymała w ręku, wpisała dzisiejszą date oraz swoje imię obok. Była bardzo ciekawa, co Mona powie jej dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej,

    Na wstępie chciałabym serdecznie podziękować za powitanie obu moich postaci.
    Jeśli mam być szczera, to Monti póki co stanowi dla mnie dość dużą zagadkę, lecz mimo to chętnie połączyłabym go w jakiś sposób z Moną. Zastanawiam się jaka jest szansa na to, by pewnego dnia udało mu się wymyślić sposób na wykiwanie stale pilnującego go policjanta i zabłądzić na oddział, na którym przebywa dziewczyna oraz co mogłoby z tego wyniknąć.
    Co zaś się tyczy Nawal, to tu sytuacja jest znacznie prostsza, choć na początku myślałam o toksykolożce. Ale skoro padło na chirurga, który co jakiś czas ściąga na siebie irytację szefostwa, ponieważ zabiera ze sobą do pracy własnego nadaktywnego psiaka, a panna Mason najwidoczniej lubi wychodzić poza obręb szpitala, to sądzę, że dałoby się to jakoś ciekawie połączyć. Może skusiłybyście się na wątek, który zacznie się od tego, że na oddziale wybuchł alarm po tym, gdy odkryto nieobecność Lisy, a Acra nakryłaby ją później na zwyczajnej zabawie ze swoim pupilem ?

    Oczywiście chętnie wysłucham także innych idei.]


    Monti & Nawal

    OdpowiedzUsuń
  5. [Osobiście poszłabym od razu w obydwa. Jeśli ten upał skutecznie nie wybije ze mnie resztek chęci do życia tak jak to było wczoraj, wieczorkiem podrzucę nam rozpoczęcie. No chyba, że Tobie chodzi po głowie jakiś konkretny pomysł na niego, wtedy oczywiście się nie krępuj.]


    M & N

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiejszy poranek powitał ją, jak niemal zresztą zwykle odkąd uciekła przed okrutną zemstą swojej kochanej rodzinki na teren Anglii, charakterystycznymi odgłosami ciężkich deszczowych kropel obijających się o dach oraz okiennice. Cóż, zachciało jej się realizacji dziecięcych marzeń o starym, drewnianym domku ukrytym w małym, acz urokliwym lasku nad jeziorem, to teraz musiała za to pokutować. A co gorsza zamiast rozkoszować się miłym ciepełkiem kołdry, musiała wziąć się w garść jeszcze zanim w ogóle zabrzęczał budzik, ponieważ jej psiaki jak zawsze, gdy tylko usłyszały, że ich pani już nie śpi, natychmiast jak na komendę wskoczyły jej do łóżka i zaczęły lizać ją po odsłoniętych częściach ciała, domagając się jak najszybszego wypuszczenia na dwór. Swoją drogą naprawdę zazdrościła im tej wiecznej energii, ponieważ sama po dwunastu godzinach spędzonych w pracy i kolejnych kilku na przygotowaniach do kolejnego sezonu zimowego czuła się niemal jak te wszystkie zombie z filmów grozy.
    - Jeszcze pięć minut… - Spojrzawszy na ekran ułożonej na szafce nocnej komórki, spróbowała obrócić się na drugi bok, lecz skutecznie uniemożliwił jej to Barbossa, który po prostu najpierw przygwoździł ją z powrotem do poduszki swoim ciałem, a potem swoim zwyczajem wydał z siebie głośne, pełne żalu szczeknięcie skierowane prosto do jej ucha. – Ty mały diabełku, aż tak Ci się tam śpieszy ? – Roześmiała się, zrzucając go bezceremonialnie na podłogę.
    Następnie przeciągnęła się nieznacznie i postawiła gołe stopy na podłodze, bo oczywiście znowu nie miała zielonego pojęcia, gdzie podziała kapcie. Standard. Aż dziw, że się jeszcze do tej pory nie przeziębiła, a przecież mieszkała tu już prawie pół roku. Poprzedzana przez oba futrzaki, zaszła do kuchni, by zaparzyć sobie mocną kawę i spożyć szybkie śniadanie, usiłując jednocześnie przewidzieć jakiego typu niespodzianki czekają na nią tym razem za murami szpitala. Mogło zabrzmieć to nieco dziwnie, lecz to właśnie w tym środowisku, wśród ludzi, którzy przez zdecydowaną większość społeczeństwa najczęściej byli postrzegani wyłącznie przez pryzmat dziwnych, niejednokrotnie groźnych straszydeł, ona sama czuła się najbezpieczniej. Zdawała sobie bowiem doskonale sprawę, że jedynie tamtejsze wysokie mury oraz inne wysokiej klasy systemy mające uniemożliwić pacjentom ucieczkę mogą skutecznie odciąć ją od żądnych krwawej zemsty krewnych walczących rzekomo w imię Allacha.
    To głównie ta świadomość sprawiła, że gdy kilka miesięcy temu los postawił przed nią możliwość wyboru między stanowiskiem w nowoczesnym bristolskim ośrodku, a tym położonym w oddalonym o setki kilometrów Burnley wybrała właśnie to drugie. Jasne, jako młoda, zupełnie niedoświadczona pani doktor, na początku mierzyła się z mieszanymi uczuciami, lecz dość szybko odkryła, że większość rzeczy, które słyszała do tej pory o osobach chorych psychicznie stanowią jedynie złośliwe, wyssane z palca, plotki. Nie żeby zbytnio ją to zdziwiło, ostatecznie pochodziła z kraju, który do tej port za takie uznawał nawet homoseksualistów, czy kobiety niewidzące się w roli matek, ale zawsze to człowiek czuł się pewniej, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg rzekomego piekła i na własnej skórze przekonał się, że czyhające w nim płomienie nie są aż takie gorące niż to twierdziła większość społeczeństwa. Teraz natomiast mogła nawet z czystym sumieniem stwierdzić, że część podopiecznych stała się jej bliższa niż niektórzy członkowie familii, z którymi przecież wiązały ją więzy krwi. A gdy dodatkowo, wyglądając z okna swego gabinetu, widziała jak ci przechodzą się z uśmiechami na ustach po ogrodzie w towarzystwie terapeutów, niejednokrotnie łapała się na stwierdzeniu, że tak naprawdę nie różnią się oni zbyt wiele od arabskich dziewczyn. Podobnie jak oni one także nie mogły przecież pokazywać się samotnie w wielu miejscach i wiecznie musiały podporządkowywać się sztywnemu męskiemu prawu, którego zasady w zdecydowanej większości przypadków były dla nich okropnie uwłaczające.


    Nawal [Na początek rzucam wstęp od Pani Doktor.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Choć niedługo miały minąć już dwa miesiące odkąd przebywał za tymi przeklętymi murami, stan psychiki Montiego nie zdawał się zanadto poprawiać. Jak siedział ukryty w swoim kokonie w dniu przyjęcia na oddział, tak tkwił w nim nadal, rzucając jedynie od czasu do czasu jakieś pełne złości spojrzenie każdemu, kto tylko przekraczał próg pokoju, który mu przydzielono, a którego wciąż nie chciał nazwać swoim. Bo po co miałby się niby próbować tłumaczyć komukolwiek ze swoich uczuć i związanych z nimi myśli, skoro z całą pewnością i tak nikt by mu nie uwierzył ? Przecież tak to zawsze funkcjonowało do tej pory, więc niby czemu miałby uznać, że nagle się to zmieni ? Jeśli chcieli, mogli uznawać go przypadek beznadziejny, kompletnie niepodatny na leczenie, proszę bardzo. On nie zamierzał im w tym w żaden sposób przeszkadzać. Zresztą niby po co ? Gdyby okazał jakiekolwiek postępy, jeszcze mogliby zechcieć uznać, że powoli normalnieje, a w niedalekiej przyszłości, kto wie, może nawet wysłać go prościutko za kratki. A jeśli czegoś był w stu procentach pewien, to tego, że nie przeżyłby tam ani jednego dnia. Zdecydowanie łatwiej było udawać chojraka, gdy było się powszechnie uznawanym za chodzącą maszynkę zagłady zarówno własnej jaki i wszystkich osób znajdujących się w Twoim otoczeniu niż stanąć w oko w oko z prawdziwymi zwyrodnialcami. Może i faktycznie był trochę szalony, w czym zresztą nie byłoby ostatecznie nic dziwnego biorąc pod uwagę jak wiele krzywd doznał z ręki wuja, o którego zamordowanie go podejrzewano, ale z pewnością nie był aż takim idiotą, by pchać się na stryczek, gdy dało się tego w jakiś sposób uniknąć. Nawet jeżeli miałoby to oznaczać stałe odrywanie groźnego wariata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz faktycznie omal się nie odkrył, a to wszystko dlatego, że ten rzekomo mający oczy dookoła głowy policjant, który ciągle za nim łaził, rozproszył się na wystarczająco długo, by Anatole’owi udało się zgarnąć kartkę papieru oraz niewielkich rozmiarów kawałek węgla kreślarskiego, który ktoś zostawił w jadalni i przemycić go do pokoju. Zdając sobie doskonale sprawę z faktu, że gdyby tylko został nakryty przez niego ze swoim nowym nabytkiem, ten natychmiast by mu go skonfiskował na wypadek, gdyby przyszła mu do głowy próba podjęcia samobójstwa z użyciem tego niepozornego czarnego przedmiotu, poczekał aż jaśnie pan szeryf zamknie go jak zawsze pod kluczem i uda się na parominutową przerwę, po czym starym zwyczajem rozsiadł się na łóżku i wydobywszy na światło dzienne swój łup, zaczął kreślić obraz tego, czego brakowało mu chyba najbardziej – nieba pod Paryżem rozświetlonego przez tysiące, jeśli nie miliony gwiazd. Ach, ile by oddał, by móc zobaczyć je chociaż raz jeszcze. Niestety nim zdążył dokończyć szkicowanie panoramy miasta, facet niespodziewanie zjawił się nad jego głową i szybkim ruchem pozbawił go tej przyjemności. Nic nie pomogły zapewnienia, że to tylko zwykła zabawa, że przecież tym razem dla odmiany rzeczywiście nie planował niczego niezgodnego z zasadami ani stek wyzwisk, które wyrzucił z siebie w akcie desperacji. Pieprzony gliniarz nadal pozostawał nieugięty. Cóż, dla Niemca wypłynęła z tego jedna nauka – nie mógł pozwolić, by jakaś praca kiedykolwiek jeszcze wciągnęła go tak dogłębnie, by stracił zupełnie kontakt z otaczającą go rzeczywistością. Doprawdy trudne zadanie dla kogoś, kto tak jak on przed przybyciem do tego całego zakichanego Burnley znany był z tego, że niemal we wszystko, czego się dotknął, angażował się cały sercem. Będzie musiał nad tym popracować, a dzisiaj miał ku temu chyba najlepszą okazję. Dla każdego człowieka zaineresowanego na poważnie astrologią grzechem byłoby w końcu przepuszczenie okazji do oglądania roju Perseid jedynie za pomocą gołego oka. A jeżeli tak, to on także nie mógł pozwolić, by jakiś nierozsądny ruch z jego strony sprawił, że szanowny Pan Strażnik Teksasu znowu poczuje pilną potrzebę grzebania w jego rzeczach. Nie po to dwa dni temu zaryzykował zwinięcie karty magnetycznej umożliwiającej mu niemal nieskrepowany dostęp do wszystkich pomieszczeń w tym więzieniu z parapetu jednego z okien obok dyżurki pielęgniarek. Jasne, trochę nawet współczuł pani Lennox, gdy ta miotała się później zdenerwowana po piętrach, no ale istniały jakieś priorytety. Gdy całe przedstawienie się skończy, podrzuci ją zresztą z powrotem na miejsce.


      Monti [Jest i drugi. Wczoraj trochę nie starczyło mi już czasu.]

      Usuń